Nie do końca jestem w tej grupie osób, które dobrze kontrolują ciśnienie.

Problem nadciśnienia jest mi bardzo bliski, ponieważ po pierwsze sam od wielu lat choruję na nadciśnienie, a po drugie jako chirurg często widzę, jak wielu pacjentów jest np. dyskwalifikowanych z operacji z powodu nieleczonego lub źle leczonego nadciśnienia. Bardzo często nawet nadciśnienie jest rozpoznawane u pacjenta dopiero w momencie, gdy zgłasza się do szpitala – nieraz z całkiem innego powodu. Nadciśnienie jest ogromnym problemem społecznym: już dziś cierpi na nie 9,5-10 mln Polaków, a prognozuje się, że w 2035 roku będzie to aż 15 mln. Zmniejsza się liczba osób palących, ale wzrasta – otyłych, tak więc problem nadciśnienia i innych chorób związanych z otyłością będzie narastać. To ogromne wyzwanie i dla lekarzy, i dla organizatorów ochrony zdrowia, którzy podejmują decyzje, gdzie będą kierowane pieniądze.

 

Z danych wynika, że w ostatnich latach poprawiła się skuteczność leczenia nadciśnienia: z 12 proc. do 26 proc. osób. Jako lekarz muszę jednak powiedzieć, że przyjmując chorych do szpitala niejednokrotnie stwierdzam, że są źle leczeni. I nie wynika to tylko z braku dyscypliny pacjenta, lecz także z nieprawidłowego ordynowania leków przez lekarzy. Zdarza się np. zalecenie przyjmowania diuretyków wieczorem. Mówię to ze smutkiem. Mogę zrozumieć pewien brak dyscypliny u chorego, jeśli chodzi o przyjmowanie leków, ale nie mogę zrozumieć tego, że lekarz wypisuje niewłaściwe leki. Niestety, obecnie nie ma żadnej kontroli merytorycznej nad lekarzem podstawowej opieki zdrowotnej. Jest tylko nadzór NFZ, ale pod kątem finansowym. Nie ma kontroli jakości leczenia.

 

Nie jestem za tym, by tworzyć kolejny narodowy program, tym razem profilaktyki nadciśnienia. Bo takie akcje kiedyś się kończą. Jestem za rozsądkiem i zrównoważonym rozwojem medycyny. Lekarz podstawowej opieki zdrowotnej powinien znać problem nadciśnienia, ale też pamiętać o innych problemach, np. cukrzycy, hipercholesterolemii, chorobach nowotworowych. Marzę, by minister zdrowia nie był ministrem od choroby i gaszenia pożarów, tylko od zdrowia, miał wizję rozwoju, był autorytetem. Powinien mieć raz w tygodniu pogadanki na temat zdrowia i profilaktyki - w dobrym paśmie telewizyjnym, jak kiedyś minister Jacek Kuroń.

 

Polscy pacjenci często nie mają dostępu do nowoczesnych, sprawdzonych terapii, bo nie są one refundowane. A nie są refundowane, bo nikt nie bierze pod uwagę tego, że leczenie skuteczniejszą terapią spowodowałoby np. mniejszą absencję w pracy. Początkowo co prawda wydawalibyśmy więcej pieniędzy na leczenie, ale w perspektywie to by się nam opłacało, ponieważ chorzy dobrze leczeni nie mają powikłań, mogą dłużej pracować, nie przechodzą na rentę. Rozmawiałem na ten temat z wieloma profesorami medycyny. Wszyscy powtarzali to samo: trzeba zwrócić uwagę na leczenie innowacyjne, które de facto przynosi lepszy efekt finansowy dla całej gospodarki. Jeśli chcemy leczyć dobrze, skutecznie, nowocześnie, to nie możemy leczyć tanio. To tak, jakby ktoś chciał jeździć komfortowym samochodem za niskie pieniądze. Nie da się: trzeba zapłacić więcej, ale w efekcie będzie się to opłacało. Są innowacyjne terapie w reumatologii, cukrzycy, nadciśnieniu. Jest jednak kwestia zmiany mentalności polityków, którzy odpowiadają za finanse. Powinni zacząć myśleć perspektywicznie. Trzeba im uświadomić, jak ważne jest zdrowie i jak wysokie muszą być nakłady, by wszystko dobrze funkcjonowało. Warto byłoby wprowadzić pomysł prof. Zbigniewa Religi, a mianowicie, żeby składkę chorobową dołączyć do zdrowotnej, jak to jest np. w Niemczech. To by stymulowało zwracanie uwagi na to, o czym często się zapomina: że pacjent źle leczony pójdzie na zwolnienie, będzie musiał dostać świadczenie chorobowe, rentę, a przez to my też tracimy pieniądze w systemie. Połączenie składki chorobowej i zdrowotnej stanowiłoby prosty mechanizm, który mógłby spowodować zmianę sposobu myślenia osób zajmujących się ochroną zdrowia.

 

Muszę się przyznać, że niestety nie do końca jestem w tej grupie osób, która dobrze kontroluje ciśnienie. To znaczy: rzuciłem palenie 6 lat temu, jestem aktywny fizycznie, biegam, uprawiam też inne sporty, zwracam uwagę na to, co jem. Wiem, że to na pewno spowodowało redukcję liczby leków, które muszę zażywać. Muszę jednak przyznać, że jeśli chodzi o mierzenie ciśnienia, to często brakuje mi na to czasu. Choć myślę, że może po tej rozmowie będę to robić częściej...

 

Wypowiedź dla gazety "Świat Lakarza".

 

Stanisław Karczewski

Wicemarszałek Senatu RP